poniedziałek, 5 maja 2008

Wszystko zaczęło się w czwartek rano, o 4:30, kiedy to Tomasz W. z nieznanych mi i sobie pewnie też, powodów obudził mnie pukaniem do drzwi... Dlaczego? Otóż okazało się to najlepszą porą na obcinanie paznokci.. :P

Ale nie o wilkołakach będzie tu mowa. Z Miszkolca wyjechałem ok. 8 w kierunku granicy. Poruszając się MAV (tutejsze PKP) kilka razy przysnąłem, ale udało mi się obudzić na szczęście tuż przed zmianą pociągu. Około 12 dojechałem do Mateszalki, gdzie okazało się że wcale nie jest tak kolorowo, bo nie ma żadnych busików jadących do Rumunii.. A że mapa była wywieszona, to i wybrałem się "pekaesem" prawie do samej granicy - Csenger - skąd zabrali mnie moi znajomi Rumuni - Laura i Adriana Ionescu.


W Satu Mare (Duża Wieś) i Transylwanii (Siedmiogród) byłem już 2 lata temu... i szczerze mówiąc póki co niewiele się tam zmieniło, choć widać, że od czasu wstąpienia do Unii (syczeń 2007) kilka ulic odremontowano no i generalnie chyba zaczyna sie tam dbać o miasto. Pierwszego dnia zostałem porwany na powitalnego grilla - naprawdę czasami czułem się tam jak gość z Ameryki - gdzie cała rodzina ze znajomymi serwowała mi kolejne - dobre to trzeba przyznać - ryby i mięso z grilla. A i trzeba koniecznie zaznaczyć jedną rzecz - w Rumunii.. do wszystkiego podaje się palinkę - śliwkowy, gruszkowy, brzoskwiniowy i jaki kto woli destylat domowej roboty... mocny, o czym młodyrysiu może poświadczyć, nie daje za bardzo do głowy jeżeli dobrze się go racjonuje.
Kolejnego dnia pogoda nie była zbyt ciekawa, toteż z wyprawy w góry wyszły nici, ale za to mogłem się bliżej przyjrzeć samemu Satu Mare... i zrobić kilka fotek. Wieczorem wybraliśmy się na imprezę ze znajomymi dziewczyn - średnia wieku 19 lat.. no i "dziadek Ryś z Polski" ;)
Sobota to wycieczka do regionu Maramures, gdzie już było trochę więcej konkretów. Najpierw pojechaliśmy zobaczyć słynną już katastrofę, a raczej jej skutki, w Baia Mare - wyciek cyjanku ze składowiska odpadów pokopalnianych, który zabił kilkanaście tysięcy ryb..
Potem było jeszcze ciekawiej - pyszny pstrąg w sosie śmietanowym z pieczonymi na kamieniu ziemniakami w okolicach wsi Mara.
Następnie trochę spaceru w Karpatach i wycieczka do leżącej przy granicy z Ukrainą wsi Sapanta. A wieś to nie byle jaka.. znajduje się tam tworzony od 1935 roku "Wesoły cmentarz". Tuż przed wojną jeden ze Stanów (wszyscy we wsi od wieków noszą to nazwisko) wymyślił, "nową świecką tradycję";) rzeźbienia nagrobków. I nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie to, że autor układał krótkie, rymowane historyjki na temat zmarłego, jego rodziny jak i szczegółów samego zgonu... No taki humor rumuński.

Potem w drodze do Satu Mare zobaczyłem coś.. co w najbardziej prześmiewczym tego słowa znaczeniu można nazwać wsią. Otóż mieszkają tam - tu pewny błąd, bo piszę ze słuchu - Volsanowie. Rumuńscy blondyni - rzecz rzadka - których połowa krewnych mieszka bądź to w USA, bądź jednym z krajów: Włochy, Hiszpania, Irlandia, Portugalia... No i ci właśnie przysyłają pieniądze... ci którzy zostali w Rumunii, budują tam - i nie przesadzam pisząc to słowo - pałace. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie jedna rzecz. Oni je budują, z pełnym wyposażeniem, ale w nich nie mieszkają.. jedynie w małych domkach - pozostałościach po dawnej zabudowie. Także wieś zrobiona na pokaz. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wjeżdża się do rumuńskiego Eldorado, ale gdy przyjrzy się dokładniej... trudno w to uwierzyć. Zdaje się że Discovery Channel poświęciło tym wsiom (2) specjalny program, zatem warto o tym wspomnieć.
Niedziela - dzień wyjazdu to przede wszystkim suszenie dokumentów. Otóż butelka pełna palinki, o której nie wiedziałem, pękła w plecaku i zalała moje dokumenty, jak i ubrania... Najbardziej ucierpiała moja legitymacja studencka, toteż starałem się później przekonać konduktora że jednak przysługuje mi zniżka.. po angielsku, bo jakże by inaczej.. choć ten nie rozumiał pewnie ani jednego słowa ;).

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jesteś znakomitym kronikarzem.Twoje opinie i komentarze świetne. Wielki talent, prawie jak R.Kapuscinski.Zdjęcia tez ciekawe.Pozdrawiam.