London, runda druga
Dzis drugi dzien pobytu w Londynie. Czwartek zaczal sie sniadaniem... w sumie powinienem napisac raczej "sniadaniem" bo w rzeczywistosci dostalismy grzanke i kubek dziwnego zoltego plynu ktory smierdzial plynem do naczyn i smakowal jak cytrynowy sok zageszczony z tym ze rozrobiony w proporcji 25:1... Smiech na sali :P
Ok 9am odwiedzilismy najwieksza firme gornicza na swiecie - BHP - tam na szczescie byly ciasteczka i kawa lub herbata. Przez kolejne 2 godziny opowiadali nam jaka to swietna firma itd.. no ale wszyscy chyba czekali na kolejny punkt programu, czyli lunch. Nie mozna sie bylo po tym za duzo spodziewac - po prostu kanapki, tuna, soki, owoce... przynajmniej sie zapchalismy ;)
Prosto z BHP ruszylismy w strone Anglo-American Company - innego potentata gorniczego, ktory byl bardziej szczodry i dostalismy w sumie sporo suwenirow. Co wiecej firma naprawde prezentuje sie niezle i oferuje dosc dobry program stazu... Pamatysim ;)
Wieczorem wrocilismy do Hostelu, a ja razem z Ferencem poszlismy na shopping - pierwotnie TESCO Metro - po kilka muffinow i cos do picia, ale zahaczylismy o sklep z ubraniami i tam dopiero byly zniwa. Za bluze, buty do joggingu i kurtke przeciw wiatrowi (zapomnialem zabrac z WRO niestety) zaplacilem 30£ co daje mniej wiecej 135zl.. a dodam tylko ze wszystko jest firmowe.. :) Teraz jestem w kafejce, gdzie net wreszcie ma normalna cene , czyli 1£/h... w hostelu za 1£ jest 10 minut...
Koncze bo i dzien sie konczy..
pozdro!
Rys
0 komentarze:
Prześlij komentarz